Iz 6,1-8

Toho roku, kdy zemřel král Uzijáš, spatřil jsem Panovníka. Seděl na vysokém a vznosném trůnu a lem jeho roucha naplňoval chrám. Nad ním stáli serafové: každý z nich měl po šesti křídlech, dvěma si zastíral tvář, dvěma si zakrýval nohy a dvěma se nadnášel. Volali jeden k druhému: „Svatý, svatý, svatý je Hospodin zástupů, celá země je plná jeho slávy.“ Od hlasu volajícího se pohnuly podvaly prahů a dům se naplnil dýmem. I řekl jsem: „Běda mi, jsem ztracen. Jsem člověk nečistých rtů a mezi lidem nečistých rtů bydlím, a spatřil jsem na vlastní oči Krále, Hospodina zástupů.“ Tu ke mně přiletěl jeden ze serafů. V ruce měl žhavý uhlík, který vzal kleštěmi z oltáře, dotkl se mých úst a řekl: „Hle, toto se dotklo tvých rtů, tvá vina je odňata a tvůj hřích je usmířen.“ Vtom jsem uslyšel hlas Panovníka: „Koho pošlu a kdo nám půjde?“ I řekl jsem: „Hle, zde jsem, pošli mne!“

Kochani, tematy poszczególnych niedziel, a zwłaszcza świąt, tak jak te które następują teraz po sobie, a także teksty z Pisma Świętego, które podczas nich wspólnie w świątyni czytamy, tworzą pewną wspólną całość i do siebie nawzajem nawiązują. Nie zawsze to widzimy, ale kiedy w kolejne niedziele obchodzimy święta Wniebowstąpienia Pańskiego, Zesłania Ducha Świętego i Trójcy Świętej, może to już być dla nas trochę lepiej zauważalne. Uświadomiłem to sobie i wiele rzeczy mi się pokojarzyło, kiedy żeśmy czytali ten właśnie tekst w środę na godzinie biblijnej w Suchej Górnej. Dlatego pozwoliłem go sobie przeczytać i dziś, pomimo iż był tekstem kazalnym przed rokiem. A to, o czym będziemy dziś rozmyślać ma też związek z historiami biblijnymi, które ostatnio omawialiśmy w szkole na religii.

Prorok Izajasz głosi swojemu ludowi Słowo od Boga w trudnej dla nich sytuacji. Mamy VIII stulecie p. Chr., trzydzieste lata. Izajaszowi dane jest oglądać coś z Bożej chwały. W tekście jego księgi ta scena zdaje się być jednak włożona do tekstów dotyczących późniejszych wydarzeń. Prorok przemawia tam do ludzi wątpiących, pełnych strachu o przyszłość. Oto bowiem przeżyli zniszczenie królestwa Judy, znajdują się w środku zatrważających wydarzeń. Zadają sobie pytania: Jak się to mogło stać? Jak to możliwe? Z pewnością w pamięci narodu – nie przecież tak dawnej – są jeszcze długotrwałe czasu pokoju za króla Salomona, budowanie przez niego świątyni w Jerozolimie, chwała Pańska, która tę świątynię napełniała; generalnie rzecz biorąc czasy, które Żydzi uznali za wypełnienie się obietnic z Egiptu i lat wędrówki przez pustynię, iż Bóg wprowadzi ich do krainy mlekiem i miodem płynącej, i utwierdzi ich królestwo. Także i to, że utwierdzi królestwo potomka Dawidowego… A tu tymczasem następują najpierw bunty, rozłamy – w efekcie państwo rozpada się na dwie części: oddziela się północny Izrael od południowej Judei, przez co, jak nietrudno się domyślić, całość staje się o wiele łatwiejszym łupem dla okolicznych najeźdźców.

A jednak Bóg ustami proroka przemawia do nich o nadziei. Jednocześnie opisana zostaje przyczyna tego, dlaczego dochodzi do jednego upadku po drugim – przyczyną jest upadek moralny. Już przy poświęceniu świątyni Salomonowej słyszeliśmy słowa: Gdy „przybytek ten zostanie zburzony, tak iż każdy, kto będzie tędy przechodził, wzdrygnie się nad nim i zagwiżdże, i powiedzą: Za co Pan uczynił tak tej ziemi i temu przybytkowi? Wtedy odpowiedzą: Za to, że opuścili Pana, swojego Boga, który wyprowadził ich ojców z ziemi egipskiej, a przyłączyli się do innych bogów i pokłon im oddawali, i im służyli, za to sprowadził Pan na nich całe to nieszczęście” (1 Krl 9,8.9).

Przy Wniebowstąpieniu Jezusa uświadamialiśmy sobie to, że Boże panowanie przewyższa wszystko, co na ten temat człowiek potrafi sobie wyobrazić – wtedy też czytaliśmy modlitwę Salomona, że nawet niebiosa i niebiosa niebios nie są w stanie ogarnąć Pana, a cóż dopiero dom zbudowany ludzkimi rękoma (1 Krl 8,27). Sięgnijmy jednak jeszcze troszeczkę wstecz w historii biblijnej. Czy pamiętacie, w jaki sposób Bóg prowadził swój lud z Egiptu do ziemi obiecanej? Jakie znaki temu towarzyszyły? W ciągu dnia był to obłok, w nocy słup ognia. Co ciekawe, właśnie ten obraz jest częścią tematu najnowszego numeru „Przyjaciela”, który już można czytać na stronach internetowych naszego Kościoła, a w formie papierowej dojdzie do nas w najbliższych dniach. Potem Bóg przykazał, by zbudowano przybytek – namiot, który stałby się pośrodku ludu Bożą świątynią. Ta świątynia była jednak zupełnie inna niż wszystkie znane świątynie innych narodów czy kultur. Bo co zazwyczaj było w każdej świątyni? Posąg bóstwa albo jakieś inne jego wyobrażenie. Bóg tam mieszkał. Tam można było spotkać się z bogiem. W tej świątyni nie było żadnego posągu. Co było? Pamiętacie? Młodzi by mogli pamiętać z religii… Skrzynia z Przykazaniami! Z zapisanym Przymierzem pomiędzy Bogiem, a Jego ludem. Niedawno o tym mówiliśmy, więc wiemy jaki to był przełom cywilizacyjny, że myśl można już było odtąd zapisywać za pomocą zdań i słów kodowanych przy pomocy alfabetu. I wśród narodu żydowskiego wkrótce zaprowadzony został obowiązek nauki czytania i pisania dla każdego, od najmłodszych lat, dla chłopców i dziewcząt. Bo ludem Pana, ludem Przymierza, byli wszyscy – i każdy czy każda z osobna. I każdy miał znać Słowo Boże. Nazwani zostali „królewskim kapłaństwem i narodem świętym”, a to oznaczało, że zdolność czytania i pisania nie ograniczała się odtąd tylko do kasty kapłanów, niewielkiej liczby „wtajemniczonych” w bożą wolę, tych którzy potrafili odczytać hieroglify – jak znane to było ludowi z Egiptu. Każdy miał czytać Słowo Boga i nim żyć. Przypominamy sobie podobny przełom, który do naszych europejskich kultur przyniosła Reformacja, dlatego łatwiej nam to zrozumieć.

Namiot Przymierza – czyli przenośna świątynia na pustyni – a potem świątynia w Jerozolimie, którą zbudował Salomon, były miejscem, gdzie w centrum było Słowo Boże. I co ciekawe, drążki przy skrzyni zawierającej tablice z góry Synaj, miały nawet w tej przebogatej świątyni Salomonowej pozostać „w oczkach”, w gotowości jakby do wymarszu. To nam podpowiada, że na tej ziemi lud Boży jest zawsze w drodze, że „nie mamy tu miasta trwałego”. Że Bóg zakłada nasz ciągły rozwój – czyli wbrew temu, co myśleli sobie Żydzi o dobrobycie czasów Salomona – to jeszcze nie było to obiecane Królestwo Boże czasów ostatecznych. Upadki, podziały i klęski czasów Izajasza tego dowiodły. Bóg zaś objawia Izajaszowi, a przez niego swojemu ludowi, że Jego królowanie przewyższa to ludzkie i Jego świątynia jest jeszcze daleko bardziej inna niż ta w Jerozolimie.

Izajasz ogląda jak gdyby coś z tej prawdziwej, niebiańskiej Bożej świątyni, z Bożej obecności – a tylko jeden frędzelek Bożej szaty wypełnia tę świątynię Jego chwałą. Świątynia była znakiem Bożej obecności. Gdy obłok lub ogień ruszał, ruszał dalej cały lud. Gdy zbudowany został Dom Pański w Jerozolimie, obecność Pana go wypełniła tak, iż „kapłani nie mogli tam ustać z powodu tego obłoku, aby pełnić swoją służbę, gdyż chwała Pańska napełniła świątynię Pańską” (1 Krl 8,11). Teraz przez Izajasza Bóg mówi: Ja jestem ciągle w Mojej świątyni, Ja ciągle jestem na swoim miejscu, Ja jestem Panem i nie ma innego. Chociaż was dosięgły skutki waszych grzechów i odstępstwa, Ja jestem w swoim świętym przybytku. I żeby było ciekawiej, dalej w Księdze Izajasza poprzeplatane są proroctwa dotyczące Immanuela, Księcia Pokoju, potomka Isajego, Sługi Pana, Zbawiciela – te wszystkie teksty, które my najbardziej wprost możemy odczytywać jako zapowiedzi przyjścia Mesjasza czyli Chrystusa, Jezusa Syna Bożego. A przed tygodniem czytaliście o tym, że ogień Bożej obecności rozdzielił się nad zebranych w dniu Pięćdziesiątnicy w Jerozolimie i odtąd każdy ze zgromadzonych niósł Słowo Boże do ludzi w ich językach! Czyli ciąg dalszy tamtego obrazu i proroctwa: tą świątynią Bożą jest cały świat, już nie tylko Izrael, ale także poganie mają poznać, co mówi Bóg i według tego, z tego i tym żyć! Już nie tylko wybrana grupa ludzi – już nawet nie tylko wybrany naród, ale każdy może mieć, czytać i znać Słowo Boże!

Dlaczego jeszcze moim zdaniem jest ważne to, że w sytuacji zniszczenia królestwa Bóg pokazuje, iż jest w swojej świątyni – tej niebiańskiej, przewyższającej tę ziemską? Otóż kiedy był budowany Namiot Przymierza, ta pierwsza przenośna świątynia pośród obozu wędrującego po pustyni ludu, dotyczył tego wyraźny Boży przykaz. Posłuchajcie: „I rzekł Pan do Mojżesza, mówiąc: Powiedz synom izraelskim, aby zebrali dla mnie dar ofiarny. Od każdego człowieka, KTÓREGO POBUDZI SERCE JEGO, zbierzcie dla mnie dar ofiarny. (…) I wystawią mi świątynię, abym zamieszkał pośród nich” (2 Mż 25,1-2.8). Tak też dokładnie uczyniono, a ludzie byli tak ofiarni i ochotni dawać, że Mojżesz musiał zbiórkę w pewnym momencie zatrzymać, bo już było dosyć. Wyobrażacie to sobie? Taki był entuzjazm! Taka radość i wdzięczność Bogu, takie wspólne dzieło, wspólne ruszenie, ofiarność na dobrą sprawę. Ludzie dawali coś sami z siebie, z ochotnego serca. Kiedy świątynię budował Salomon – gdybyście przyjrzeli się dokładnie tym opisom, zobaczylibyście, iż użyte tam zostają prawie że te same słowa, jakie opisują ciemiężenie Izraelitów przez egipskiego faraona. Ta budowa wymagała wielkich środków, wielkich podatków, wielkiej siły roboczej. Po śmierci Salomona królestwo uległo rozpadowi. Dziesięć plemion na północy oddzieliło się od Salomonowego syna Rechabeama pod wodzą buntownika Jeroboama. Nie pytamy, dlaczego Jeroboam się zbuntował – polityka zna mnóstwo tego typu przypadków. Pytanie brzmi, jak to możliwe, że w tym państwie rzekomego dobrobytu mógł jeden niezadowolony tylu ludzi pociągnąć za sobą. Przecież przewroty państwowe nie mają miejsca tam, gdzie państwo i naród rozkwita. Cóż czytamy: „Jeroboam i całe zgromadzenie izraelskie rzekli do Rechabeama tak: Ojciec twój NAŁOŻYŁ NA NAS TWARDE JARZMO; lecz teraz ty uczyń nam lżejszą TWARDĄ PAŃSZCZYZNĘ TWOJEGO OJCA – ciężkie jarzmo, jakie na nas nałożył – a będziemy ci służyli” (1 Krl 12,3.4). No, syn Salomona powielił błędy ojca i nałożył jeszcze cięższe jarzmo na lud. Tym los królestwa został przypieczętowany. Potem mogło być już tylko gorzej.

Błogosławieństwo było tam, gdzie serce każdego z ludu wdzięczne Bogu za Jego obecność i prowadzenie prowadziło do wspólnego dzieła. Bóg nie mieszka w budowlach wystawionych ludzką ręką, choćby były nawet najbardziej okazałe, jak świątynia Salomonowa. Bóg jest w duszach i myślach ludzi, którzy są Mu oddani. Świątynia miała stać w geograficznym i duchowym sercu narodu wyprowadzonego przez Boga z niewoli ku wolności. Wiara Izraelitów była wyrazem wolności. Dlatego ich świątynia miała być zbudowana z dobrowolnych darów serca, tak jak w przypadku wcześniejszego Namiotu Zgromadzenia. To nie był zbędny detal Bożego nakazu, ale sedno całego projektu. Wymuszona wiara nie jest wiarą. Wymuszone oddawanie chwały Bogu nie oddaje Mu chwały. Salomon zaczął w pewnym momencie postępować tak, jak gdyby był egipskim faraonem, a nie królem izraelskim. Nagromadzona frustracja i gniew ludu wybuchły po jego śmierci, i doprowadziły nie tylko do rozdzielenia królestwa, ale w efekcie do wielowiekowej ponownej niewoli i rozproszenia ludu.

Tu by można zakończyć. Ale jest coś jeszcze. Znowu powiem: „żeby było ciekawiej”, możemy widzieć w tym Bożą rękę. Kiedy ze świątyni w Jerozolimie nie pozostał już kamień na kamieniu (z tej pierwszej świątyni, a potem z odbudowanej drugiej) lud izraelski zrozumiał, że nie świątynia jest sednem jego tożsamości, ale Bóg i Jego Słowo. I wszędzie tam, gdzie Żydzi byli, zgromadzali się by wspólnie słuchać Bożego Słowa i z niego się uczyć – w ten sposób powstały synagogi, tym one są i na tym polegają. Lud zgromadzony wokół Bożego Słowa! Czy trzeba nam dalszych skojarzeń? Może chociaż dwa byłyby na miejscu. Uczniowie Jezusa po zesłaniu Ducha Świętego są prześladowani i zmuszeni, by rozproszyli się po całym świecie. Także ich dotyka to, co Żydzi nazwali „diasporą” czyli rozproszeniem – ale to właśnie dzięki temu spełnia się nakaz Jezusa: „Idąc na cały świat głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu” (Mk 16,15)! Obecność Boga nad każdą jedną głową, nad każdym wierzącym głoszącym Chrystusa swoim życiem i słowem, tam gdzie jest. Albo dalsze skojarzenie: swoiste świątynie Pańskie w lasach na naszym Śląsku Cieszyńskim, gdy odebrano ludziom ich kościoły. Bo budynek można zabrać, jak tych pięćdziesiąt u nas w 1654 roku. Budynek można zburzyć, można go zbezcześcić – ale jest świątynia w ludzkich sercach. Tam gdzie ludzie zbierają się, by być z Bogiem, by słuchać tego, co On do nich mówi, by z Nim rozmawiać – tam jest świątynia.

Tego nas uczy dzisiejsze widzenie Izajasza. Bóg mówi: Ja jestem ciągle w swojej świątyni. Między wami. W was. Jeśli tylko wasze serca są chętne, by słuchać, będę wśród was czynić wielkie rzeczy, o jakich nikomu się nie śniło. Ja jestem z wami – tylko czy wy chcecie być przy Mnie?

jak

jak