Zanim w lipcowym numerze „Přítele-Przyjaciela“ będziecie mogli znaleźć artykuł księdza redaktora Jakuba Retmaniaka z bratniego Luterańskiego Ewangelickiego Kościoła A. W. na temat tego, co jest jego zdaniem „najfajniejsze“ w naszym wyznaniu, pozwalam sobie udostępnić ten wartościowy tekst już teraz, na łamach naszego blogu.
Mogę o sobie powiedzieć, że jestem pełnoletnim luteraninem – bowiem od 18 lat czuję się świadomie związany z tymże wyznaniem. Oczywiście na samym początku zadawałem sobie pytanie, czy odnalazłbym się również w innych tradycjach wyznaniowych. Jednak zawsze było poczucie, że to nie to. Ciężko było mi chociażby zaakceptować kult świętych u rzymskich czy starokatolików, albo z drugiej strony symboliczne rozumienie Wieczerzy Świętej u reformowanych protestantów. Na szczęście nie muszę wybierać alternatywy, zresztą byłoby to bardzo ciężkie zadanie, bowiem nic nie zastąpi mi tego, co daje mi zdrowa, biblijna, czysta, luterańska nauka. Żadne inne wyznanie nie może być dla mnie zadowalającym zamiennikiem. Dlaczego? Luteranizm posiada dla mnie cztery wyjątkowe cechy, których nie znajdziemy w żadnym innym wyznaniu. Podkreślam słowo „wyjątkowe” – czyli jest to tylko mały wycinek tego, co jest dla mnie bardzo ważne, a jednocześnie pojawia się też w innych wyznaniach chrześcijańskich.
Tą pierwszą cechą jest chrystocentryzm, czyli postawienie Jezusa Chrystusa w centralnym miejscu naszej wiary. Bardziej radykalni, reformowani protestanci zawsze zarzucali luteranom, że eksponujemy Chrystusa bardziej niż Boga Ojca. Ale przecież sam Jezus nauczał, że jest obrazem Ojca – „Kto mnie widział, widział Ojca” (J 14,9). Czytamy też o tym na początku Ewangelii Jana: „Boga nikt nigdy nie widział, lecz jednorodzony Bóg, który jest na łonie Ojca, objawił go” (J 1,18). Właściwy obraz Boga odnajdujemy dopiero w Jezusie Chrystusie. On jest naszą jedyną drogą zbawienia. To też kontrastuje z drugiej strony z typowym dla katolicyzmu czy prawosławia rozbudowanym kultem świętych. W największym, katolickim kościele w moim rodzinnym mieście, znajduje się w centralnym miejscu ogromny obraz Marii Panny. Ale żeby znaleźć krzyż Zbawiciela, trzeba się trochę natrudzić… Z drugiej strony radykalny protestantyzm likwidując co się da, wysunął na centralne miejsce najpierw kazalnicę z kaznodzieją, a dziś coraz częściej podium dla zespołu uwielbieniowego. Zamiast tego luteranizm wysuwa na centralne miejsce Jezusa Chrystusa, tego, który jest jedyną drogą do Ojca, jedyną nadzieją naszego zbawienia. I tego luterańskiego chrystocentryzmu nie zamieniłbym na nic. Bo on wyznacza właściwą hierarchię naszych wartości.
Drugą cechą wyjątkową dla luteranizmu jest rozróżnianie między Zakonem i Ewangelią. To coś czego nie znajdziemy ani w katolicyzmie, ani w reformowanym protestantyzmie. Obie rzeczywistości są tam ze sobą wymieszane. Natomiast my jako luteranie podkreślamy, że Zakon i Ewangelia, choć są pochodzenia boskiego, różnią się od siebie zasadniczo. Kiedy czytałem Pismo Święte bez rozróżniania Zakonu i Ewangelii, miałem z tym pewien kłopot. A kłopot brzmiał – co właściwie chce Bóg? Chce mnie zbawić z łaski przez wiarę? A może jednak wymaga ode mnie, abym sobie na to zasłużył swoimi uczynkami? Czy moje zbawienie jest darowane przez Jezusa, czy też zależy od tego, że sprzedam wszystko co mam, rozdam ubogim i dopiero wtedy pójdę za Nim? Rozróżnienie na Zakon i Ewangelię pozwala nam dostrzec wyraźnie oba głosy i nie upraszczać ich do swoich potrzeb. Bóg nie oczekuje ode mnie w miarę etycznego życia, ale miłowania Go z CAŁEGO serca. A przecież to jest dla mnie nieosiągalne. Zakon uświadamia mnie o powadze mego grzechu, o tragedii, którą ze sobą niesie moja grzeszność. Przynosi mi gorzki smak, ale dzięki temu mogę docenić słodycz Ewangelii, słodycz Bożej łaski. Bowiem kiedy znam swoją winę i wiem jaki gniew Boży ona za sobą niesie, wtedy jeszcze bardziej raduję się z dobrodziejstwa Ewangelii, w której Chrystus odpuszcza moje grzechy, wzmacnia moją wiarę i wypełnia ją miłością. Wtedy jeszcze lepiej rozumiem czym jest łaska. Co prawda każde wyznanie chrześcijańskie mówi o łasce Bożej, ale dopiero wtedy kiedy rozróżniamy Zakon i Ewangelię w Piśmie Świętym, owa łaska staje się czytelnym, zrozumiałym i wspaniałym skarbem. A to daje tylko luterańska teologia.
Trzecią cechą jest nauka o adiaforach. Adiafora to rzeczy, które dotyczą wiary, ale nie mają związku z naszym zbawieniem. Luteranizm oddziela rzeczy naprawdę ważne od rzeczy drugorzędnych – czyli adiafor. Jak tragicznie kończy się przesadne skupienie na rzeczach zewnętrznych świadczy chociażby historia amerykańskich purytan, którzy zaczynali od ogromnego rygoryzmu, a przeszli na pozycje liberalnego chrześcijaństwa, czy nawet odrzucającego Trójcę Świętą unitarianizmu. Cieszę się, że identyfikuję się z wyznaniem, w którym ważnym problemem nie jest to, czy ksiądz nosi koloratkę czy krawat, albo w którym kłócimy się o ilość świec na ołtarzu, kolor ścian, nakrycia głowy, czy inne błahe rzeczy. Jako luteranie różnimy się w formach, w tradycji, ale nie to jest najważniejsze. I to jest właśnie piękne. Czuję się „u siebie w domu” nie tam, gdzie wszystko odpowiada mej estetyce, ale tam, gdzie czysto zwiastowane jest Słowo Boże, a Sakramenty Święte sprawowane są zgodnie z Chrystusowym ustanowieniem. Ta przestrzeń wolności, którą daje nauka o adiaforach, jest wyjątkowa dla luteranizmu. Nie jest domeną ani katolicyzmu, który wszystko wrzuca w rubryki i przepisy, ani reformowanego protestantyzmu, który aż niezdrowo skupia się na formie, odrzucając twardo bogactwo liturgiczne 2 000 lat chrześcijaństwa.
I w końcu czwartą wyjątkową cechą jest autorytet ksiąg symbolicznych. Dla nas luteran obowiązującą wykładnią Pisma Świętego jest Księga Zgody z roku 1580. To ona w sposób czysty i wierny, na podstawie Słowa Bożego precyzuje naszą wiarę. I najlepsze w tym jest to, że Księga Zgody to zbiór zamknięty – nikt tam z tego nic nie wykreśli, ani nic nie doda. To duży komfort, choć to niestety nie gwarantuje Kościołom luterańskim całkowitej wierności Pismu Świętemu, co w dzisiejszych czasach dobrze widać. Dla porównania nauka rzymskokatolicka jest w pełni zależna od papieża, który może jednoosobowo, nieomylnie ogłaszać nowe dogmaty. Jakie niebezpieczeństwa to ze sobą niesie, można tylko sobie spróbować wyobrazić. Z drugiej strony reformowany protestantyzm jest bardzo liberalny dogmatycznie – nie ma jednego kanonu ksiąg symbolicznych, można dodawać nowe księgi, usuwać stare, zresztą wiele współczesnych Kościołów ewangelikalnych nie odwołuje się do żadnych pism teologicznych, pozostawiając wszystko „niezawodnej mądrości” swego pastora. Innymi słowy każdy pastor nie mający nad sobą wiążących go ksiąg symbolicznych może stać się takim „nieomylnym, protestanckim papieżem”, który całkowicie samodzielnie kształtuje całą teologię swojego zboru.
Wymieniłem cztery cechy, które uważam za wyjątkowe. Cechy, które bardzo sobie cenię i które sprawiają, że nie wyobrażam sobie bycia w innym wyznaniu. Luteranizm to biblijna, zdrowa, sensowna, logiczna i wpatrzona w Jezusa Chrystusa nauka, dzięki której możemy odnaleźć żywego, łaskawego i pełnego miłości Boga.
Nejnovější komentáře